Prawda zamieszkuje nieprzebyte przestrzenie. Prawda esencji jest istotą.
Prawda zawsze się ujawni, gdy ją ujrzysz.
Dzisiaj płomień słowa z Watain'a, płyta The Wild Hunt (2013).
Tekst z bardzo bliskiego mi kawałka... taki prezent dla samej siebie, gdyż właśnie rozpoczyna się noc moja urodzinowa 3/4 maja..
Watain - They Rode On
Out of the dark, into the light,
In the dawn of terrestrial birth.
New-born yet older than time,
Conceived in the depths of the earth.
Though strange lay the waters from which they emerged,
They glanced upon the world as their own.
Yet deep in their hearts they knew all the time
That this was not really their home.
So they rode on.
Yes, they rode on.
On hidden roads, through barren wastelands,
Untrodden by both man and beast.
From the distance their fire was gleaming
Like a lamp amidst dark eternity.
A bitter moon hovered above them.
The night lit sole by its glow.
From high in a sky of ominous dye
In which dark clouds drifted slow.
So they rode on.
Yes, they rode on.
They rode with shut eyes as the sun rose.
Regardless of earth's vanity.
But with wide open eyes, they paced the night
And pondered its mysteries.
They sat at the crossroads with high and with low,
Yet neither could alter their course.
Riches were offered unto them,
Yet indifferent and without remorse
They rode on.
Yes, they rode on.
And each lonely vagrant that crossed their path,
Felt how his heart grew cold.
Yet be marvelled at their scarred faces,
So beautiful, distant and old.
Some say they've heard them singing
In strange tongues of melancholy;
Of the gods, of the night, and of glory.
Of the dead, and their memory.
So they rode on.
Yes, they rode on.
Say goodbye to the light.
Come twilight, come dark night.
Say goodbye to the light,
Come twilight, come dark night.
Could you have rode there with them?
Would you have joined their march?
Or would you have them ride on?
Away into the dark?
Would you have been able to let go?
Of illusions of right and of wrong?
And if they came to die;
Would you have rode on?"
Polecam dokładnie przeczytać. Inne teksty też.
Są doskonałe.
Wiedzą co piszą... Tym bardziej, doskonale zawartość tekstów komponuje się z treścią muzyki.
mozna poczytać np: http://www.tekstowo.pl/piosenka,watain,they_rode_on.html (są tam tez tłumaczenia, choć nigdy nie oddadzą tak dobrze przekazu jak oryginały).
niedziela, 3 maja 2015
poniedziałek, 16 marca 2015
Garść zasad funkcjonalnych w fizyczności.
Dzisiaj kilka prostych reguł które w moim obecnym, niedługim życiu (niespełna ćwierć wieku) były mi bardzo pomocne, a nawet prowadziły do wielu sukcesów. (Kolejność bez większego znaczenia.)
Lepiej być najgorszym z najlepszych, niż najlepszym z najgorszych.
Najlepsza droga, by piąć się do góry. Znajdując się pośród najlepszych zawsze jest motywacja i możliwości by dorównywać swojemu otoczeniu oraz osiągać coraz to wyższe cele. A bycie najlepszym w grupie nieudaczników to żaden sukces.
Nie należny myśleć jak zaoszczędzić, tylko jak więcej zarobić.
Zawiało materializmem, wiem. Ale ma to przełożenia zwłaszcza w polskich realiach. Widzę moje otoczenie, znajomych itp. Widzę życie szarego człowieka w Polsce, wszechogarniającą biedę i odmawianie sobie wszystkiego. A przecież życie jakie wiedziemy w znacznym stopniu zależy od nas, od naszego nastawienia oraz myśli które kształtują naszą rzeczywistość. Tak naprawdę, nie ma granic. Naprawdę. Choć znaczna część ludzkości jest niewolnikiem swoich własnych ograniczeń które nieświadomie sobie narzucamy. Trzeba przy tym pamiętać, że nigdy, nie należy się koncentrować na samym osiągnięciu pieniędzy, lecz na celu do którego one prowadzą.
Co cię nie zabije, to cię wzmocni.
Tak jak w kawałku Toola: "Pamiętaj. Jesteśmy wieczni. Cały ten ból jest iluzją."
To co przeżywamy tutaj, wszelkie przykre chwile, obojętnie jak bardzo by nie były raniące, to tylko ułamek, zaledwie draśnięcie dla nieśmiertelnego bytu. Teraz jest dla nas całym światem. Ale tylko teraz. Ile wobec tego jest warte teraz? Tyle ile z niego wyniesiemy. A każde przeżycie niech będzie nam tarczą, wzmocnieniem ego, ciała, psychiki. Niektóre rany goją się latami, ale gdy już tak się stanie, będziemy twardsi, silniejsi. To tez niezwykła motywacja do życia, jeśli przypomnimy sobie każde trudne sytuacje, co przeszliśmy w życiu i mimo to, dalej jesteśmy, trwamy, wzrastamy.
A co jeśli z niektórych bolesnych zdarzeń nigdy nie wyjdziemy? To znaczy, że byliśmy na tyle słabi, że jednak nas to zabiło, choć bardzo powoli.
Wysoka samoocena i wiara w siebie to podstawa.
Świat należy do odważnych, odwaga bierze się z wiary w siebie. Zerwijmy z mitem skromności. Zwłaszcza tak częstej u nas sztucznej skromności. Oczywiście, nie chodzi o brak samokrytyki, ta też jest ważna i cenna, ale to na ile pokładasz wiary w siebie to właśnie siła napędowa działań i sukcesów. Tak samo, to podstawa do szacunku i cenienia osób dla nas ważnych, bliskich. Masz siebie za zero, to i nie możesz należycie odnieść się do innych. Przykre, że tak wiele osób wyrabia własną samoocenę na opinii innych, wszak powinniśmy sami siebie cenić. Wtedy nasze Ego jest silniejsze i nie zdmuchnie nas byle podmuch drwiny ze strony ludzi zazdrosnych, złośliwych. W tej nieustannej szarpaninie o życie, która odbywa się na Ziemi, to siła naszej psychiki, tego jak wysoko sami się cenimy, zapewnia nam godziwy byt.
Nic nie jest prawdziwe, wszystko jest dozwolone.
W tym całym fizycznym motłochu jedno zawsze trzeba pamiętać. To tu i teraz to nie wszystko. To nawet nie większość, ani sedno czy cel. To stan przejściowy. To tylko cząstka. Trzeba obalić te dogmaty które zacieśniają, zamykają umysł i widzenie. Dopiero gdy osiągniemy pewnie poziom myślenia, postrzegania świata, przejrzymy na wylot przez konstrukcję, zobaczymy, że siła naszej woli nie ma granic. Choć przyznam, niektóre są koszmarnie trudne do przełamania, a zwłaszcza te które wynikają z samej natury bycia w ciele, posiadania reakcji chemicznych w mózgu które napędzają emocje, obrazu który nam wbija w umysł życie tutaj, otoczenie, środowisko. Ciężkie bariery fizyczne. Ale się da. Bo nic nie jest prawdziwe.
"Czyń wedle swej woli, będzie całym Prawem." (AL I:40)
"Nie ma prawa poza Czyń wedle swej woli." (AL III:60)
Gdy będziemy czynić wedle naszej Prawdziwej Woli, a przekonamy się o tym po paśmie sukcesów jakie będziemy odnosić, wszystko zacznie się układać. Jest pewien zamysł, koncept który istnieje na nasze życie: nasz własny, wewnętrzny, który możemy poznawać poprzez prawdziwe pragnienia i marzenia które snujemy w naszym życiu -od dziecka! Zagłębiając się w siebie, w sens własnego życia i wypełniając go spełniamy naszą Prawdziwą Wolę. A gdy to czynimy, nikt ani nic nie może stanąć nam na drodze, gdyż cały Wszechświat stoi wtedy po naszej stronie i umożliwia czynienie tejże Woli. A gdy ktoś stanie nam na drodze? To znaczy, że stoi on w sprzeczności do nas i nie postępuje zgodnie z własną Prawdziwą Wolą. A gdy ktoś stoi na drodze wykonania woli - zostanie zniszczony.
A na koniec taki jeszcze cytat:
"Niech będą błogosławieni ludzie o wszechmocnych umysłach, albowiem ich uniosą wiatry - niech będą przeklęci ci, którzy podają kłamstwa za prawdę a prawdę za kłamstwa, albowiem budzą obrzydzenie!"(V 11)
Lepiej być najgorszym z najlepszych, niż najlepszym z najgorszych.
Najlepsza droga, by piąć się do góry. Znajdując się pośród najlepszych zawsze jest motywacja i możliwości by dorównywać swojemu otoczeniu oraz osiągać coraz to wyższe cele. A bycie najlepszym w grupie nieudaczników to żaden sukces.
Nie należny myśleć jak zaoszczędzić, tylko jak więcej zarobić.
Zawiało materializmem, wiem. Ale ma to przełożenia zwłaszcza w polskich realiach. Widzę moje otoczenie, znajomych itp. Widzę życie szarego człowieka w Polsce, wszechogarniającą biedę i odmawianie sobie wszystkiego. A przecież życie jakie wiedziemy w znacznym stopniu zależy od nas, od naszego nastawienia oraz myśli które kształtują naszą rzeczywistość. Tak naprawdę, nie ma granic. Naprawdę. Choć znaczna część ludzkości jest niewolnikiem swoich własnych ograniczeń które nieświadomie sobie narzucamy. Trzeba przy tym pamiętać, że nigdy, nie należy się koncentrować na samym osiągnięciu pieniędzy, lecz na celu do którego one prowadzą.
Co cię nie zabije, to cię wzmocni.
Tak jak w kawałku Toola: "Pamiętaj. Jesteśmy wieczni. Cały ten ból jest iluzją."
To co przeżywamy tutaj, wszelkie przykre chwile, obojętnie jak bardzo by nie były raniące, to tylko ułamek, zaledwie draśnięcie dla nieśmiertelnego bytu. Teraz jest dla nas całym światem. Ale tylko teraz. Ile wobec tego jest warte teraz? Tyle ile z niego wyniesiemy. A każde przeżycie niech będzie nam tarczą, wzmocnieniem ego, ciała, psychiki. Niektóre rany goją się latami, ale gdy już tak się stanie, będziemy twardsi, silniejsi. To tez niezwykła motywacja do życia, jeśli przypomnimy sobie każde trudne sytuacje, co przeszliśmy w życiu i mimo to, dalej jesteśmy, trwamy, wzrastamy.
A co jeśli z niektórych bolesnych zdarzeń nigdy nie wyjdziemy? To znaczy, że byliśmy na tyle słabi, że jednak nas to zabiło, choć bardzo powoli.
Wysoka samoocena i wiara w siebie to podstawa.
Świat należy do odważnych, odwaga bierze się z wiary w siebie. Zerwijmy z mitem skromności. Zwłaszcza tak częstej u nas sztucznej skromności. Oczywiście, nie chodzi o brak samokrytyki, ta też jest ważna i cenna, ale to na ile pokładasz wiary w siebie to właśnie siła napędowa działań i sukcesów. Tak samo, to podstawa do szacunku i cenienia osób dla nas ważnych, bliskich. Masz siebie za zero, to i nie możesz należycie odnieść się do innych. Przykre, że tak wiele osób wyrabia własną samoocenę na opinii innych, wszak powinniśmy sami siebie cenić. Wtedy nasze Ego jest silniejsze i nie zdmuchnie nas byle podmuch drwiny ze strony ludzi zazdrosnych, złośliwych. W tej nieustannej szarpaninie o życie, która odbywa się na Ziemi, to siła naszej psychiki, tego jak wysoko sami się cenimy, zapewnia nam godziwy byt.
Nic nie jest prawdziwe, wszystko jest dozwolone.
W tym całym fizycznym motłochu jedno zawsze trzeba pamiętać. To tu i teraz to nie wszystko. To nawet nie większość, ani sedno czy cel. To stan przejściowy. To tylko cząstka. Trzeba obalić te dogmaty które zacieśniają, zamykają umysł i widzenie. Dopiero gdy osiągniemy pewnie poziom myślenia, postrzegania świata, przejrzymy na wylot przez konstrukcję, zobaczymy, że siła naszej woli nie ma granic. Choć przyznam, niektóre są koszmarnie trudne do przełamania, a zwłaszcza te które wynikają z samej natury bycia w ciele, posiadania reakcji chemicznych w mózgu które napędzają emocje, obrazu który nam wbija w umysł życie tutaj, otoczenie, środowisko. Ciężkie bariery fizyczne. Ale się da. Bo nic nie jest prawdziwe.
"Czyń wedle swej woli, będzie całym Prawem." (AL I:40)
"Nie ma prawa poza Czyń wedle swej woli." (AL III:60)
Gdy będziemy czynić wedle naszej Prawdziwej Woli, a przekonamy się o tym po paśmie sukcesów jakie będziemy odnosić, wszystko zacznie się układać. Jest pewien zamysł, koncept który istnieje na nasze życie: nasz własny, wewnętrzny, który możemy poznawać poprzez prawdziwe pragnienia i marzenia które snujemy w naszym życiu -od dziecka! Zagłębiając się w siebie, w sens własnego życia i wypełniając go spełniamy naszą Prawdziwą Wolę. A gdy to czynimy, nikt ani nic nie może stanąć nam na drodze, gdyż cały Wszechświat stoi wtedy po naszej stronie i umożliwia czynienie tejże Woli. A gdy ktoś stanie nam na drodze? To znaczy, że stoi on w sprzeczności do nas i nie postępuje zgodnie z własną Prawdziwą Wolą. A gdy ktoś stoi na drodze wykonania woli - zostanie zniszczony.
A na koniec taki jeszcze cytat:
"Niech będą błogosławieni ludzie o wszechmocnych umysłach, albowiem ich uniosą wiatry - niech będą przeklęci ci, którzy podają kłamstwa za prawdę a prawdę za kłamstwa, albowiem budzą obrzydzenie!"(V 11)
czwartek, 19 lutego 2015
Podstawa.
Czas ruszyć tego bloga.
Zamierzam tutaj dość bezpośrednio wynurzać swoje myśli. Przedstawiać coś na kształt własnej filozofii życiowej. Obalać dogmaty. Zaszczepiać wiedzę w chłonne umysły.Dawać inspirację, zachęcać do polemiki, pokazywać inne spojrzenie na rzeczywistość.
Zrywać zasłonę pomiędzy sztuczną rzeczywistością - iluzją w której żyjemy, a światem prawdziwym.
Zacznę od podstaw bez których niezrozumiałe byłyby dalsze wpisy.
Pewne założenia muszą być przyjęte. Taka jest rzeczywistość i niedopuszczanie niezaprzeczalnych faktów do siebie jest skrajną głupotą i ignorancją.
Ignorantów i głupków na wstępie skreślam. Jeśli ktoś nie chce otworzyć oczu, bądź jedno niby akceptuje, a drugie nie, to nie ma mowy o dalszym zrozumieniu, rozwoju.
A przecież to rozwój jest nadrzędną wartością. W nieśmiertelnym życiu istoty nie ma miejsca na zatrzymanie się. Głównie ludzie przejawiają tą słabość i zamykają swoje umysły, broniąc się rękami i nogami przed jakimkolwiek postępem duchowym, przed wyrwaniem się z wesołego miasteczka iluzji w jakim nas zamykają kreatorzy tej wtórnej rzeczywistości. A ja spoglądam na to ich wesołe miasteczko i widzę, że w rzeczywistości to wrak wyglądający niczym to w Prypeci...
Nie posługuję się żadnym konkretnym systemem magicznym, mimo że zgłębiałam kilka z nich. Wszystko w ramach poznania i samo-określenia. Każdy z systemów tak naprawdę, mimo przeróżnych starożytnych źródeł jest zbiorem czyiś dogmatów, twierdzeń i założeń oraz subiektywnego postrzegania. Bo prawdziwy obiektywizm nie istnieje.
Aczkolwiek, uważam, że jak najbardziej warto poznawać je i czerpać z nich wiedzę i doświadczenie, podstawy i na tym wznosić swój własny monument z cegiełkami wzmocnionymi wielowiekowymi tradycjami, dogłębnymi badaniami, eksperymentami, osiągnięciami i wiedzą innych magów, zakonów, szamanów, jasnowidzów, ludów etc. Najlepiej zwracać się jak najbliżej źródła. Choć do tych nie zawsze można dotrzeć, dlatego, jak dla mnie, zagłębiając się w samego siebie, podłączając do wiedzy zbiorowej świadomości ("kroniki Akaszay" itp.) i poprzez własne obserwacje bądź kontakty z istotami niefizycznymi można się wiele nauczyć, odkryć i dotrzeć do własnej, zablokowanej dla ludzkiego Ja wiedzy.
A jakie systemy w większym, lub mniejszym stopniu zgłębiałam? Przede wszystkim psionikę - pracę z energią, czakrami, aurą, ogólnie pojęta ezoterykę zachodnią, nieco z wpływami wschodnimi (do tego takie bajery jak świadome śnienie, wyjścia w astral..). Ale też Magię żywiołów, Magię run, Magię seksualną, szamanizm, medytację, leczenie energią itp. Coś jak "magia spontaniczna". Generalnie pojęty okultyzm, Magiję Chaosu, elementy "Czarnej Magii", Magię ceremonialną... Crowleya nieco - może kiedyś do niego wrócę, LaVeya, Wielkiego Maga Abramelina, A.O. Spare - bardzo fascynujący artysta nawiasem mówiąc! Lubię poznawać. Ale od razu mówię, nie jestem ekspertem w żadnej z tych dziedzin, gdyż nie zamykam się w sztywnych dogmatach. Mam swoją własną ścieżkę rozwoju która wciąż udoskonalam. Z jednych systemów czerpię więcej, z innych mniej. Bo to tylko systemy - dogmaty...
Zamierzam tutaj dość bezpośrednio wynurzać swoje myśli. Przedstawiać coś na kształt własnej filozofii życiowej. Obalać dogmaty. Zaszczepiać wiedzę w chłonne umysły.Dawać inspirację, zachęcać do polemiki, pokazywać inne spojrzenie na rzeczywistość.
Zrywać zasłonę pomiędzy sztuczną rzeczywistością - iluzją w której żyjemy, a światem prawdziwym.
Zacznę od podstaw bez których niezrozumiałe byłyby dalsze wpisy.
Pewne założenia muszą być przyjęte. Taka jest rzeczywistość i niedopuszczanie niezaprzeczalnych faktów do siebie jest skrajną głupotą i ignorancją.
Ignorantów i głupków na wstępie skreślam. Jeśli ktoś nie chce otworzyć oczu, bądź jedno niby akceptuje, a drugie nie, to nie ma mowy o dalszym zrozumieniu, rozwoju.
A przecież to rozwój jest nadrzędną wartością. W nieśmiertelnym życiu istoty nie ma miejsca na zatrzymanie się. Głównie ludzie przejawiają tą słabość i zamykają swoje umysły, broniąc się rękami i nogami przed jakimkolwiek postępem duchowym, przed wyrwaniem się z wesołego miasteczka iluzji w jakim nas zamykają kreatorzy tej wtórnej rzeczywistości. A ja spoglądam na to ich wesołe miasteczko i widzę, że w rzeczywistości to wrak wyglądający niczym to w Prypeci...
Nie posługuję się żadnym konkretnym systemem magicznym, mimo że zgłębiałam kilka z nich. Wszystko w ramach poznania i samo-określenia. Każdy z systemów tak naprawdę, mimo przeróżnych starożytnych źródeł jest zbiorem czyiś dogmatów, twierdzeń i założeń oraz subiektywnego postrzegania. Bo prawdziwy obiektywizm nie istnieje.
Aczkolwiek, uważam, że jak najbardziej warto poznawać je i czerpać z nich wiedzę i doświadczenie, podstawy i na tym wznosić swój własny monument z cegiełkami wzmocnionymi wielowiekowymi tradycjami, dogłębnymi badaniami, eksperymentami, osiągnięciami i wiedzą innych magów, zakonów, szamanów, jasnowidzów, ludów etc. Najlepiej zwracać się jak najbliżej źródła. Choć do tych nie zawsze można dotrzeć, dlatego, jak dla mnie, zagłębiając się w samego siebie, podłączając do wiedzy zbiorowej świadomości ("kroniki Akaszay" itp.) i poprzez własne obserwacje bądź kontakty z istotami niefizycznymi można się wiele nauczyć, odkryć i dotrzeć do własnej, zablokowanej dla ludzkiego Ja wiedzy.
A jakie systemy w większym, lub mniejszym stopniu zgłębiałam? Przede wszystkim psionikę - pracę z energią, czakrami, aurą, ogólnie pojęta ezoterykę zachodnią, nieco z wpływami wschodnimi (do tego takie bajery jak świadome śnienie, wyjścia w astral..). Ale też Magię żywiołów, Magię run, Magię seksualną, szamanizm, medytację, leczenie energią itp. Coś jak "magia spontaniczna". Generalnie pojęty okultyzm, Magiję Chaosu, elementy "Czarnej Magii", Magię ceremonialną... Crowleya nieco - może kiedyś do niego wrócę, LaVeya, Wielkiego Maga Abramelina, A.O. Spare - bardzo fascynujący artysta nawiasem mówiąc! Lubię poznawać. Ale od razu mówię, nie jestem ekspertem w żadnej z tych dziedzin, gdyż nie zamykam się w sztywnych dogmatach. Mam swoją własną ścieżkę rozwoju która wciąż udoskonalam. Z jednych systemów czerpię więcej, z innych mniej. Bo to tylko systemy - dogmaty...
sobota, 13 września 2014
Poniedziałek, 25 sierpnia 2014r. 3:08
Taki starszy tekst. Z 25 sierpnia:
Jest dobrze, a moze być jeszcze lepiej. Jestem znów w pełni sił, odbudowąłam się. Znajduje i poznaję kolejne cele. Poznaję, rozumiem, pojmuję. Słowo klucz to magia. I umysł, który jest niograniczony. Latam, rozwijam skrzydła, czuję.
Ostatnia rozkmina z wczoraj dotyczy zapisków katolskich. Chodzi o ten cały mit raju i poszukiwanie wiedzy i co się z tym wiąże mocy przez "pierwszą" kobietę, Ewę. Pomimo baśniowego, fantazyjnego opisu tamtych zdarzeń (wymysłów), których dosłowności odbioru nie przyjmuje nawet kościół katolski, warto go przeanalizować. Pozostaje więc rzeczą oczywistą, że jeśli zapiski te mają jakiekolwiek znaczenie to właśnie symboliczne. Wiem, dużo ciekawych treści nie uzyskam rozmyślając nad fragmentami ksiąg tej największej religii monoteistycznej. Ale... Czegóż możemy sie z tej opowieści dowiedzieć? Bóg monoteistyczny, jahwe (bądź allach, czy "stworzyciel") błędnie identyfikowany jest z absolutem, kosmiczną energią wszechświata, który jest nieskończony fizycznie i nieskończony nieskończenie w wymiarach gęstościach oraz bezgraniczny w formie i wyrazie. Jahwe to "godforma"*. Tak! Brawa dla mnie, Ameryki nie odkryłam. Godforma wykreowana z natury ludzkiej i powstała między innymi do kontroli i zaspokojenia zapotrzebowania wysoko rozwiniętych cywilizacyjnie ludzi na duchowość, religię. A jednocześnie narzędzie zniszczenia ludzkich naturalnych religii, religii zgodnych z naturą. Żadne politeistyczne religie nie kładły takiego nacisku na kontrolę, zniewolenie, ograniczenie i zakazy (niezgodne z ludzką naturą) jak religie monoteistyczne. W ogóle, monoteizm stoi w sprzeczności z dualistyczną naturą Ziemi. I teraz spójrzmy na bożka jahwe traktującego człowieka jak zwierzątko zamknięte w złotej klatce. Zapewnione są jego potrzeby fizjologiczne, ale zakazano mu rozwoju, zakazano mu wiedzy, rozumowania, osądu sytuacji, zakazano mu samemu dostąpić rangi boga! Dlaczego? Żeby był głupi i naiwny a przez to lepiej można było go kontrolować. To tak jakbyście trzymali papugę w klatce odizolowaną od świata zewnętrznego i nigdy nie pozwolili jej rozwinąć skrzydeł, latać, poczuć się ptakiem... a wszystko ku naszej uciesze. Dodatkowo, bóg jahwe trzyma swoje pupilki w tym "raju" w którym na wyciągnięcie ręki jest droga do poznania, rozwoju w postaci owoców (u nas opisywanych jako jabłek, ale pierwotnie granatów) na drzewie: mistycznej osi wszechświata łączącej dolne, cięższe i gęstsze partie (ziemia) korzeniem je oplatając , prowadząc osią (pniem) do korony (rzadszych, lotnych partii). Trzeba też zwrócić uwagę, jaką symbolikę ma w starożytnych (dawnych) religiach drzewo. Np. Yggdrasill, drzewo życia (które w nordyckiej mitologi jest strzeżone przez węża Jörmungandr'a) na którego gałęziach wisząc Odyn otrzymał wielką wiedzę o runach którą zresztą później przekazał ludziom. Co więcej, poświęcił swoje oko, aby tego dokonać! Czyli: nordycko-germańskie - "bóg ojciec bogów" Odyn/Wotan poświęca się aby dać dary tego drzewa niczym magiczne owoce (czyli wiedzę i poznanie) swoim podopiecznym, gdyż chce im pomóc w rozwoju. U Słowian drzewa, święte bory, pierwotne lasy były otoczone czcią a poszczególne drzewa symbolizowały siły natury, a później każdego z bogów. Drzewa były przewodnikiem w łączności z bogami, czyli drogą do rozwoju (wiedzą). A do tego, drzewa są długowieczne, są silne, ich drewno ma wiele zastosowań pomocnych człowiekowi, z niektórych robi się lecznicze herbaty i napary, np. ayahuasca z kory z drzew z olbrzymich lasów równikowych która zawiera DMT (substancję produkowaną przez naszą szyszynkę naturalnie w dużych ilościach podczas np. śnienia, medytacji i wszelkich stanów transowych...) - czyli bezpośrednie narzędzie do poszerzania świadomości. A owocami drzew ludzkość żywiła się od samego początku i NIGDY, ale to nigdy naturalne religie nie zakazywały ich spożywania, ani nie utożsamiały ich z czymś negatywnym (przeważnie z płodnością, dobrobytem, wzrastaniem), no chyba, że przestrzegano przed tymi trującymi. Do tego, w drzewach płyną soki transportujące z gleby wodę, sole mineralne i wszelkie substancje odżywcze, niczym wąż kundalini wznoszący się od podstawy ku koronie. Tak też, wracając do mitu biblijnego o raju, wąż którego chrześcijanie utożsamiają z Szatanem, cóż zrobił? Też podarował ludziom wiedzę! Zachęcił i dodał odwagi do podjęcia wyzwania jakim jest rozwój bytu. To właśnie jest opisywane jako "kuszenie" Ewy. A tak naprawdę to, co opisywane jest jako słabość kobiety do "grzechu" (w ogóle, jak można wymyślić coś tak absurdalnego jak "grzech"?!), to tak naprawdę jest chęć rozwoju, poznania, zrozumienia. Nie można jej też odmówić odwagi, mimo zakazu wielkiego cenzora jahwe chęć zdobywania wiedzy, zwiększenia swojej mocy okazała się silniejsza. Na zakończenie: wyciągnijcie własne wnioski na temat jahwe...
*"Godformy to w zasadzie servitory (niefizyczne byty stworzone przez człowieka - przypis mój.) stworzone przez zbiorową świadomość. Jak to rozumieć? Pamiętasz pewnie jeszcze ze szkoły mitologie greckie i rzymskie. Pełno w nich było różnych bogów, z których każdy miał inną funkcję i przeznaczenie. Godforma to każdy z takich bogów, którzy zaistnieli tylko dzięki wierze w nich i składaniu ofiar, a więc woli oddania im swojej energii... Godforma jest więc servitorem, który przez to, że wiele osób przez wieki go tworzyło swoją wiarą i modlitwami stał się trudniejszy do zniszczenia i oczywiście jest to servitor świadomy w pełni.[...]" żródło: http://www.hipnoza.rozwoj.eu/
O godformach też tutaj: http://okulta.pl/
Jest dobrze, a moze być jeszcze lepiej. Jestem znów w pełni sił, odbudowąłam się. Znajduje i poznaję kolejne cele. Poznaję, rozumiem, pojmuję. Słowo klucz to magia. I umysł, który jest niograniczony. Latam, rozwijam skrzydła, czuję.
Ostatnia rozkmina z wczoraj dotyczy zapisków katolskich. Chodzi o ten cały mit raju i poszukiwanie wiedzy i co się z tym wiąże mocy przez "pierwszą" kobietę, Ewę. Pomimo baśniowego, fantazyjnego opisu tamtych zdarzeń (wymysłów), których dosłowności odbioru nie przyjmuje nawet kościół katolski, warto go przeanalizować. Pozostaje więc rzeczą oczywistą, że jeśli zapiski te mają jakiekolwiek znaczenie to właśnie symboliczne. Wiem, dużo ciekawych treści nie uzyskam rozmyślając nad fragmentami ksiąg tej największej religii monoteistycznej. Ale... Czegóż możemy sie z tej opowieści dowiedzieć? Bóg monoteistyczny, jahwe (bądź allach, czy "stworzyciel") błędnie identyfikowany jest z absolutem, kosmiczną energią wszechświata, który jest nieskończony fizycznie i nieskończony nieskończenie w wymiarach gęstościach oraz bezgraniczny w formie i wyrazie. Jahwe to "godforma"*. Tak! Brawa dla mnie, Ameryki nie odkryłam. Godforma wykreowana z natury ludzkiej i powstała między innymi do kontroli i zaspokojenia zapotrzebowania wysoko rozwiniętych cywilizacyjnie ludzi na duchowość, religię. A jednocześnie narzędzie zniszczenia ludzkich naturalnych religii, religii zgodnych z naturą. Żadne politeistyczne religie nie kładły takiego nacisku na kontrolę, zniewolenie, ograniczenie i zakazy (niezgodne z ludzką naturą) jak religie monoteistyczne. W ogóle, monoteizm stoi w sprzeczności z dualistyczną naturą Ziemi. I teraz spójrzmy na bożka jahwe traktującego człowieka jak zwierzątko zamknięte w złotej klatce. Zapewnione są jego potrzeby fizjologiczne, ale zakazano mu rozwoju, zakazano mu wiedzy, rozumowania, osądu sytuacji, zakazano mu samemu dostąpić rangi boga! Dlaczego? Żeby był głupi i naiwny a przez to lepiej można było go kontrolować. To tak jakbyście trzymali papugę w klatce odizolowaną od świata zewnętrznego i nigdy nie pozwolili jej rozwinąć skrzydeł, latać, poczuć się ptakiem... a wszystko ku naszej uciesze. Dodatkowo, bóg jahwe trzyma swoje pupilki w tym "raju" w którym na wyciągnięcie ręki jest droga do poznania, rozwoju w postaci owoców (u nas opisywanych jako jabłek, ale pierwotnie granatów) na drzewie: mistycznej osi wszechświata łączącej dolne, cięższe i gęstsze partie (ziemia) korzeniem je oplatając , prowadząc osią (pniem) do korony (rzadszych, lotnych partii). Trzeba też zwrócić uwagę, jaką symbolikę ma w starożytnych (dawnych) religiach drzewo. Np. Yggdrasill, drzewo życia (które w nordyckiej mitologi jest strzeżone przez węża Jörmungandr'a) na którego gałęziach wisząc Odyn otrzymał wielką wiedzę o runach którą zresztą później przekazał ludziom. Co więcej, poświęcił swoje oko, aby tego dokonać! Czyli: nordycko-germańskie - "bóg ojciec bogów" Odyn/Wotan poświęca się aby dać dary tego drzewa niczym magiczne owoce (czyli wiedzę i poznanie) swoim podopiecznym, gdyż chce im pomóc w rozwoju. U Słowian drzewa, święte bory, pierwotne lasy były otoczone czcią a poszczególne drzewa symbolizowały siły natury, a później każdego z bogów. Drzewa były przewodnikiem w łączności z bogami, czyli drogą do rozwoju (wiedzą). A do tego, drzewa są długowieczne, są silne, ich drewno ma wiele zastosowań pomocnych człowiekowi, z niektórych robi się lecznicze herbaty i napary, np. ayahuasca z kory z drzew z olbrzymich lasów równikowych która zawiera DMT (substancję produkowaną przez naszą szyszynkę naturalnie w dużych ilościach podczas np. śnienia, medytacji i wszelkich stanów transowych...) - czyli bezpośrednie narzędzie do poszerzania świadomości. A owocami drzew ludzkość żywiła się od samego początku i NIGDY, ale to nigdy naturalne religie nie zakazywały ich spożywania, ani nie utożsamiały ich z czymś negatywnym (przeważnie z płodnością, dobrobytem, wzrastaniem), no chyba, że przestrzegano przed tymi trującymi. Do tego, w drzewach płyną soki transportujące z gleby wodę, sole mineralne i wszelkie substancje odżywcze, niczym wąż kundalini wznoszący się od podstawy ku koronie. Tak też, wracając do mitu biblijnego o raju, wąż którego chrześcijanie utożsamiają z Szatanem, cóż zrobił? Też podarował ludziom wiedzę! Zachęcił i dodał odwagi do podjęcia wyzwania jakim jest rozwój bytu. To właśnie jest opisywane jako "kuszenie" Ewy. A tak naprawdę to, co opisywane jest jako słabość kobiety do "grzechu" (w ogóle, jak można wymyślić coś tak absurdalnego jak "grzech"?!), to tak naprawdę jest chęć rozwoju, poznania, zrozumienia. Nie można jej też odmówić odwagi, mimo zakazu wielkiego cenzora jahwe chęć zdobywania wiedzy, zwiększenia swojej mocy okazała się silniejsza. Na zakończenie: wyciągnijcie własne wnioski na temat jahwe...
*"Godformy to w zasadzie servitory (niefizyczne byty stworzone przez człowieka - przypis mój.) stworzone przez zbiorową świadomość. Jak to rozumieć? Pamiętasz pewnie jeszcze ze szkoły mitologie greckie i rzymskie. Pełno w nich było różnych bogów, z których każdy miał inną funkcję i przeznaczenie. Godforma to każdy z takich bogów, którzy zaistnieli tylko dzięki wierze w nich i składaniu ofiar, a więc woli oddania im swojej energii... Godforma jest więc servitorem, który przez to, że wiele osób przez wieki go tworzyło swoją wiarą i modlitwami stał się trudniejszy do zniszczenia i oczywiście jest to servitor świadomy w pełni.[...]" żródło: http://www.hipnoza.rozwoj.eu/
O godformach też tutaj: http://okulta.pl/
piątek, 22 sierpnia 2014
początek.
Bardzo lubię się wyrażać. Plastycznie, muzycznie, słownie... Bardzo lubię się wyrażać również niefizycznie, niewerbalnie, niezrozumiale. Lubię lasy, lubię czerń. I wodę i przestworza. Lubię zwierzęta, rośliny. Lubie kolory, obrazy, mroczne zakamarki mej psychiki, ale tez i te jasne, pogodne, szczęśliwe, tryskające wręcz radością, miłością i uwielbieniem. I uwielbieniem dla pozytywnych aspektów tego świata, ale pozytywnych w mej (subiektywnej) opinii. Bardzo lubię łechtać swoje ego, pobłażać sobie, leniwieć się, spać, odpoczywać, nic nie robić. Lubię czytać i pływać. Grać na kompie. Posłuchać dobrej muzyki... Lubię Skandynawię, Europę, zimę, śnieg i chmury. Lubie Wikingów i Słowian. Lubie starożytny Egipt. Lubie włosy w kolorze blond, niebieskie oczy. Lubię się uczyć nowych rzeczy, poznawać nowe języki, zgłębiać sens istnienia, docierać do wiedzy ukrytej. LUBIĘ LATAĆ. Kocham być szczęśliwa! I kocham kochać mego diabła!
A najważniejsze: Lubię tworzyć. (Wszak wszystko co nas otacza jest takie plastyczne!)
A teraz czego nie lubię.
NIE LUBIĘ LUDZI. Wręcz ich nienawidzę. Całej ludzkości. Mimo, że trzeba im przyznać wyrazy uznania za piękno jakie niektórzy z nich stworzyli na tej planecie..
Nie lubię żydów, cyganów, czarnuchów, arabów - a zwłaszcza muzlimów! Za Azjatami tez nie przepadam. Indianie są mi dość obojętni. Tak jestem podłą rasistką, do tego satanistką. Lubię nienawidzić ;) to takie radosne! Nie lubię robaków w owocach, komarów, śledzi, kapusty i grzybów, wszystkiego co kiszone. Nie lubię bigosu i buraczków. Nie lubię mango i awokado. Nie lubię koloru różowego, jest taki idiotycznie tandetny. Nie lubię upałów, za mocnego słońca. Nie lubię jak mi buty przemokną. Nie lubię tanich win. Nie lubię fanatyzmu religijnego. Nie lubię ograniczenia i głupoty. Nie lubię ignorancji i przyziemności. Nie lubię "głupich lasek". Nie lubię złodziei, kłamców, krętaczy i ludzi bez krzty honoru. Nie lubię szowinizmu, anarchizmu i komunizmu. Nie lubię że wszędzie musi być polityka, illuminati, Rosja, araby i pierdoły.
Ale ja mam swoje miejsce, swój cel, wszystkie lubię i nie lubię w większym, bądź mniejszym stopniu są wytworem obecnej świadomości...
zAMENt.
A najważniejsze: Lubię tworzyć. (Wszak wszystko co nas otacza jest takie plastyczne!)
A teraz czego nie lubię.
NIE LUBIĘ LUDZI. Wręcz ich nienawidzę. Całej ludzkości. Mimo, że trzeba im przyznać wyrazy uznania za piękno jakie niektórzy z nich stworzyli na tej planecie..
Nie lubię żydów, cyganów, czarnuchów, arabów - a zwłaszcza muzlimów! Za Azjatami tez nie przepadam. Indianie są mi dość obojętni. Tak jestem podłą rasistką, do tego satanistką. Lubię nienawidzić ;) to takie radosne! Nie lubię robaków w owocach, komarów, śledzi, kapusty i grzybów, wszystkiego co kiszone. Nie lubię bigosu i buraczków. Nie lubię mango i awokado. Nie lubię koloru różowego, jest taki idiotycznie tandetny. Nie lubię upałów, za mocnego słońca. Nie lubię jak mi buty przemokną. Nie lubię tanich win. Nie lubię fanatyzmu religijnego. Nie lubię ograniczenia i głupoty. Nie lubię ignorancji i przyziemności. Nie lubię "głupich lasek". Nie lubię złodziei, kłamców, krętaczy i ludzi bez krzty honoru. Nie lubię szowinizmu, anarchizmu i komunizmu. Nie lubię że wszędzie musi być polityka, illuminati, Rosja, araby i pierdoły.
Ale ja mam swoje miejsce, swój cel, wszystkie lubię i nie lubię w większym, bądź mniejszym stopniu są wytworem obecnej świadomości...
zAMENt.
Subskrybuj:
Posty (Atom)